czwartek, 19 stycznia 2017

Dieta malisiakowej.

Aby się spełniły noworoczne życzenia, trzeba im trochę pomóc. Dziś napisze o pierwszym z listy.
Zdaje sobie sprawę, że dieta 1000 kcal nie jest najzdrowsza na dłużej. Na ogół powinno się ją stosować do miesiąca. Ja mam troszkę inny plan. Do końca marca 1000 kcal, a od kwietnia chce zwiększyć kaloryczność o 300 kcal. Byłam kiedyś na tej diecie i to 6 miesięcy. Dało się wytrzymać. Dzięki temu potem jadłam zdrowiej i nie rzucałam się tak na słodycze. Następnie zaszłam w ciążę, przy której i tak przytyłam. Moje myślenie było następujące: jesteś w ciąży, po co się ograniczać. To był bardzo, ale to bardzo duży błąd. I nigdy tak nie róbcie. W ciąży powinno się jeszcze bardziej kontrolować, co się je. Rzadko sięgałam po fast foody, ale jadłam np. codziennie po dwa pączki. Do tego doszło jeszcze zatrzymywanie wody w organizmie i była mega opuchnięta. Córka ma już ponad dwa lata, a ja nie mogę się ogarnąć. No... Nie mogłam aż do końca października. Wtedy nastąpił jakiś przełom. Taki pstryczek w nos. Liczyłam kalorie, ćwiczyłam. Dodam, że ja lubię liczyć kalorie. Od grudnia miałam ponad miesięczną przerwę. Głównie dlatego, że byłam zmęczona psychicznie takim reżimem. Czułam, że nie tędy droga. W końcu chodzi o to, by nie na jakiś czas zmienić sposób odżywiania, tylko całkowicie zmienić nawyki żywieniowe. 
Po Trzech Królach dostałam kolejny pstryczek w nos. Stwierdziłam "Że ja nie dam rady? Nie schudnę? No to wam pokażę". Niestety nie mam jakiegoś super wsparcia od rodziny męża. Prędzej dowalą, niż pomogą. Co mnie dosyć dziwi, bo przecież sami do szczupłych nie należą. Moja teściowa co tydzień powtarza, że się odchudza, po czym wpierdala zupę fasolową, zagęszczoną mąką. Teść nie widzi w sobie żadnego problemu. Wkurzają mnie ich docinki typu "Jest na diecie, a jak się tylko odkręcić to wpieprza batoniki", "A po co Ci ten strój sportowy? Wyrzucone pieniądze w błoto. I tak nie ćwiczysz".
Powróciłam na dobre do diety od 9 stycznia. Fakt, na razie minęło tylko 10 dni, ale już widzę efekty w postaci braku bolącego brzucha. To nie jest tak, że po kryjomu jem batoniki, bo takowego nie pamiętam, kiedy miałam w ustach. Tylko mam kilka zasad, które pozwalają mi na słodycze bez przytycia od nich. Moje obecne zasady.
1. Dieta 1000 kcal. Dodam, że jak przekroczę limit, to nie mam wyrzutów sumienia wiem, że to, co zjadłam nadprogramowo, było zdrowe. I uwaga, nie chodzę głodna. Najdłużej głodna w ciągu dnia jestem może przez godzinę. Potem jem posiłek, nawet jeśli mam już przekroczone kalorie. Tylko to jest ZDROWE. Od kwietnia wprowadzam dodatkowe 300 kalorii. W październiku bardzo kontrolowałam by 1000 kcal nie przekroczyć. Czułam się fatalnie jak, to zrobiłam. Dlatego teraz zmieniłam swoje myślenie. Dlaczego mam się czuć źle, po zjedzeniu dodatkowego jabłka lub jogurtu? Staram się nie jeść białego pieczywa. Po nim na pewno zaraz będę głodna.
2. Co dwa tygodnie mam Słodką Sobotę. Nie liczę wtedy kalorii i jem co chcę, mogę nawet słodycze i słonycze. Oczywiście w ograniczonej ilości. To nie jest tak, że rzucam się na dużą paczkę chipsów, lub całe ciasto. Nie. Zjem małą paczkę chipsów, jeden lub dwa kawałki ciasta. Tak też miałam w październiku.
3. Jeśli mam parcie na słodkie jem kostkę gorzkiej czekolady 70%. Ostatnio kupiłam 72% Belgian Chocolate with Cocoan Nibs. Jedna kostka ma 55 kcal. Wcześniej tego nie stosowałam i dlatego miałam złe samopoczucie. Lubię słodycze, więc czemu mam się ich w zupełności pozbywać?
4. Ważę się i mierzę raz na dwa tygodnie. 
5. Ćwiczę. Bez względu co sądzą o mnie domownicy i czy, mi wierzą czy nie. Ćwiczę i to 5 razy w tygodniu po 60 minut. Robię to wyłącznie dla siebie i wtedy kiedy mam czas. Nie moja wina, że mojej teściowej wtedy nie ma w domu. Zresztą mi nie jest potrzebny do tego żaden obserwator. I oni wszyscy nie muszą mi wierzyć. Ich docinki, fakt są denerwujące, ale super mnie motywują. Bo kiedy ja będę szczuplejsza, oni nadal będą ociekać tłuszczem.
6. Są dwa produkty, które ograniczyłam w 100%. Orzechy i masło orzechowe. Powiecie, ale to zdrowe. Pewnie, że zdrowe, ale... O ile głód na słodycze potrafię opanować jedna kostka czekolady, tak głodu na orzechy nie potrafię. Kocham orzechy. Jadłabym je garściami. I nie te solone. Ble... Nie lubię ich (chyba, że to migdały). Uwielbiam zwykłe orzechy, bez dodatków. Nie zjem pół paczki, czy jedną małą. Nie... Wpierdolę wszystko. Z masłem orzechowym jest identycznie. Zjem cały słoik przez dwa dni. Dlatego ograniczyłam je w 100%. Jem okazjonalnie, na jakieś święta.
7. Prowadzę dziennik diety. Jak pisałam wyżej, lubię liczyć kalorie. Zresztą dobrze jest sobie pisać, co się zjadło nawet bez liczenia. Np. wczoraj jadłam na obiad miskę białego ryżu z sosem słodko kwaśnym z piersią z kurczaka. I wiem, że brzuch wieczorem bolał mnie od tego ryżu. Dzień wcześniej zjadłam to samo, ale z makaronem razowym i czułam się dobrze.
Od razu uprzedzę i mówię, nie pójdę do dietetyka. Byłam raz, kiedyś przed ślubem. Fakt, jego dieta skutkowała, ale co dwa miesiące lądowałam u internisty z zapaleniem błony śluzowej żołądka. Na nic się zdały moje sugestie kierowane do dietetyka. Mówił "proszę wytrzymać do końca". Dieta była jak dla mnie za restrykcyjna, bo za dużo zakazywała i za dużo NAKAZYWAŁA. Np. nie rozumiałam, czemu nie można jajek lub jogurtu naturalnego czy kefiru i maślanki. Fizycznie i psychicznie czułam się jakby, mnie walcem przejechano. Efekt był taki, że nie wytrzymałam do końca. Oczywiście moja teściowa uważa, że to cud dieta była, bo kochana córeczka też te dietę stosowała i nie marudziła. Nie każda dieta jest dla wszystkich. Do innego dietetyka nie pójdę, bo mnie na to nie stać. Trochę się w cenach orientowałam i to za duże pieniądze jak na moją kieszeń. Poza tym mi niepotrzebna niańka. Jak sama nie nauczę się zdrowo odżywiać, to nikt mnie nie nauczy.
Pierwszymi efektami diety już teraz mogę się pochwalić. Od 9 stycznia schudłam 1,8 kg. Większy opis, łącznie z pomiarami będzie 28 stycznia.
Trzymajcie za mnie kciuki i życzcie powodzenia. :)

3 komentarze:

  1. Dziękuję za zaufanie i udostępnienie linka do tego bloga :-) Z odchudzaniem mam dość duże doświadczenie, chociaż moja nadwaga wzięła się pewnie z wejścia w wiek, kiedy przemiana materii zwalnia. Mnie niestety wszystkie diety odstręczają, nie znoszę takiego jedzenia pod dyktando, z kalkulatorem w ręku, mam wrażenie, że za dużo czasu pochłania mi myslenie o tym co zjem, podliczanie. Ale żeby schudnąć, trzeba po prostu widzieć sens w swoich poczynaniach, tj. znależć sposób w który uwierzymy, że działa i który jednoczesnie nie będzie dla nas wielkim wyrzeczeniem i obciążeniem, bo wielkie restrykcje tylko nieliczni wytrzymają. Mój sposób to po prostu jedzenie jak najlepszych produktów, ale nie objadanie się. Nie podjadanie między posiłkami. Jedzenie śniadań. Ostatni posiłek najpóźniej około 20-stej, a jeśli o 22 zaczynam być głodna to zjadam małe jabłko albo jogurt. Chociaż od kiedy zaczęłam przed snem ssać olej kokosowy, to głód przestał mnie dopadać, jakby to ssanie syciło (oleju oczywiście nie połykam!). Słodycze jem okazjonalnie i staram się wybierać najlepsze czekolady albo domowe ciasta. Kiedy mieliśmy lepszą pogodę, to co drugi dzień chodziłam na 6-kilometrowy szybki spacer. Mimo, że zima, moja waga powoli idzie w dół, WRESZCIE! Trzymam za Ciebie kciuki, wiosną będzie jeszcze łatwiej. Twierdzi się, że zima to najtrudniejszy czas dla odchudzających się ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak zima jest najgorsza. Słońca nie ma, jest zimno i ma się ochotę ciągle coś podjadać. Ja dzięki zwracaniu uwagi na kalorie, staram się znaleźć jakiś złoty środek.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń