czwartek, 12 stycznia 2017

Noworoczne życzenia.

Nie będzie żadnych postanowień. Nie mają one sensu. Przychodzi koniec roku i człowiek załapuje doła, że nic nie odhaczył. Czytałam kiedyś, by wypisać sobie takie realne postanowienia, które pokrywają się z naszymi możliwościami. Co z tego, że ktoś napisze "Wyjechać w podróż dookoła Świata", jak go na to nie stać. W moim wypadku i taka metoda się nie sprawdza. Mogę sobie postanowić "wyjazd na Mazury" i szlag wszystko trafia, jak mój mąż powie, że on tam nie jedzie i koniec. A tak, jak życzenia się nie spełnią, to nie będzie doła i żalu.
W tym roku mam poniższe noworoczne życzenia.
1. Schudnąć do 73 kg. Moja obecna waga to 84 kg. Postaram się zejść te 11 kg mniej, nawet jeśli miałoby mi to zająć cały rok. Mam już nawet plan.
2. Skończyć pisać książkę. Trochę słabe, gdyż już wczoraj postanowiłam jej nie kończyć. Zacznę nową, może ona lepiej mi pójdzie.
3. Regularnie ćwiczyć. No właśnie tu się kłania mój brak kompletnego ruchu. Bieganiny za dwulatką raczej nie można do tego zaliczyć. Mam życzenie ćwiczyć minimum 30 minut dziennie.
4. Zrobić coś dla siebie, tak by do reszty mnie porwało. Pochłonęło. Wywróciło mnie o 180*. 

Myślę, że cztery są jak najbardziej realne do zrobienia. Omówię je poszczególnie w kolejnych postach. Teraz może napiszę kilka słów o mnie.

Nie jestem jakąś nudną, podstarzałą babą. Mam 30 lat i... no dobra... Mam nudne życie, które ocieka irytacją i ogólnym zmęczeniem. Sama jestem sobie winna. Mieszkam w domu rodzinnym mojego męża. Mamy wspaniałą córeczkę. Mąż raczej nie liczy się z moim zdaniem, prędzej wysłucha swojej mamusi i siostruni. Moje sugestie są kwitowane jako: "wyolbrzymiasz", "za bardzo to do siebie bierzesz", "źle to zrozumiałaś", "czepiasz się". I były momenty, gdzie naprawdę sądziłam, że tak jest. Tylko że jak rozmawiałam z najbliższymi na dany temat, to okazywało się, że jak na moją osobę to reaguję bardzo spokojnie i na pewno nic nie wyolbrzymiam. Byli wręcz pod wrażeniem, że jestem tak opanowana w danych sytuacjach. Kto powiedział, że w domu teściów będę miała gładko i przyjemnie. Obecnie jestem na urlopie wychowawczym. Moje dziecko ma ponad dwa lata i jest bardzo kochaną dziewczynką. Jak każdy dwulatek jest bardzo denerwująca. Ba! Często bierze mnie czyste wkurwienie. Tak więc jestem sobie w domu i mój świat obraca się dookoła dziecka i męża. W zeszłym roku postanowiłam ten czas jakoś wykorzystać i poszłam na studia. Z analiz przedmiotów: logika prawa, etyka prawa oraz statystyka, wychodzi, że w tym semestrze raczej zakończę studiowanie. Muszę też dodać, że pomimo mojego ogólnego niezadowolenia z życia, jest kilka plusów.
1. Może moje dziecko jest denerwujące, ale je kocham. Julcia jest śliczna, mądra, wszędzie jej pełno i jest bardzo dla mnie ważna. Jak się urodziła, pierwsze co o niej pomyślałam to "mój mały cud". I takim cudem ona dla mnie jest.
2. Mój mąż jest, jaki jest. Czasem sztywny jakby połknął kij od szczotki, ale dla mnie bywa czasem wręcz zabawny. Z jakiegoś powodu nadal go kocham. Tylko za nic nie mogę sobie przypomnieć, co to jest.
3. Czytam historie różnych kobiet i przyznam szczerze, że mam naprawdę fajnych teściów. Da się z nimi dogadać. Wiem, że jak w końcu pójdziemy na swoje, to będziemy się dogadywać jeszcze lepiej.
4. Mam oparcie  w mojej rodzinie. Mam fantastyczną mamę, siostrę oraz brata. Mam super babcie i dziadka oraz debeściacką ciocię (siostra mamy).
5. Moi przyjaciele bardzo dobrze mnie rozumieją, a jak nie to przynajmniej się starają. Również służą mi nieocenionym oparciem oraz bardzo dobrze ładują moje akumulatory.
Pięć super plusów. Muszę je sobie zapisać w kalendarzu, by czytać je codziennie. Może to postawi mnie jakoś do pozytywnego pionu.

Pozdrawiam gorąco.
Malisiakowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz